Piotr Sokołowski Piotr Sokołowski
451
BLOG

O absurdach teorii skapywania

Piotr Sokołowski Piotr Sokołowski Społeczeństwo Obserwuj notkę 2

 Warto słuchać głosów spoza własnego środowiska bo można się czasem dowiedzieć bardzo ciekawych rzeczy. Otóż dzięki papieżowi Franciszkowi dowiedziałem się, że istnieje coś takiego jak teoria skapywania. Znaczy od dawna wiedziałem, że są ludzie, którzy tak myślą, ale nigdy nie wiedziałem, że poglądy te mają rangę teorii a nawet swoją nazwę. Może dlatego, że głoszący ją skrzętnie ukrywają o co im chodzi, czemu z resztą w ogóle się nie dziwie. Teoria ta w skrócie polega na tym, że najlepiej jest pomagać najbiedniejszym dając (czy mniej od nich biorąc w formie podatków) pieniądze najbogatszym. Brzmi trochę absurdalnie i wygląda na czysty przypadek moralnego zakłamania. Oto żądając pieniędzy dla tych co mają ich aż nadmiar (nie wiedzieć czemu samemu do nich należąc), nie jesteśmy wcale chciwi, otóż my tak naprawdę dbamy o los najbiedniejszych, bo przecież dniami i nocami nie myślimy o niczym innym niż stworzenie miejsc pracy. Nie muszę chyba dodawać, że miejsca pracy nie powstają tak o sobie, albo z jakiegoś porywu dobroczynności lecz po to aby pracodawca mógł na nich zarobić, co nie jest jakoś szczególnie dziwne, tylko po co aż tak oszukiwać samego siebie, tylko po to aby móc uchodzić wśród podobnych sobie za wcześniej wspomnianego dobroczyńcę.

 

Przypomina to sytuację ogrodnika, który uważa, że podlewając kwiaty nie ma sensu wlewać wody do doniczek (bo wtedy kwiaty wodę zmarnują), lecz można ją zagotować aby para poszła do chmur i dzięki temu spadł deszcz, po czym o dziwo okazuje się, że ogrodnik chciał sobie zrobić herbatę. Tutaj człowiekowi chociaż trochę bezstronnemu też z pewnością nasuwa się zrozumiałe przypuszczenie, że zwolennikom teorii skapywania wcale nie chodzi o los najbiedniejszych lecz o moralną legitymizację własnej chciwości. Jak by powiedział Freud, jest to czysta racjonalizacja własnych działań. Ja już wolę ludzi, którzy jak kogoś oszukują to wiedzą, że oszukują a nie są głęboko przekonani, że działają dla tego kogoś dobra. Skrajnym zwolennikiem teorii skapywania jest niejaki Janusz Korwin-Mikke, który kiedyś w mojej szkole tłumaczył nam, że on oczywiście jest za wolnością ale nie za wolnością do tworzenia związków zawodowych i to nie dlatego, że przez związki tak wielbieni przez niego ludzie biznesu mniej zarobią lecz o zgrozo, ponieważ ich istnienie nie leży w interesie pracowników. Grupa powstała aby walczyć o prawa pracownicze nie leży w interesie pracowników. No jak się trzeba natrudzić aby uzasadnić taką bzdurę. Oczywiście nasz niedoszły król miał na to argument. Stwierdził, że na przykład związek walczy o podwyżki a jak będą podwyżki to wzrosną ceny i pracownik mniej sobie kupi za pensję. Czyli co leży w „interesie pracownika”? Obniżki? Jak najniższe pensje? Wolny rynek? Pewnie ktoś powiedziałby, że to ostatnie, ale co to znaczy? Dlaczego mówimy, że działanie związku zawodowego nie jest mechanizmem rynkowym za to związek pracodawców już tak? Przecież to nie żadna niewidzialna ręka ustala pensje, tylko pracodawcy patrząc ile płacą inni pracodawcy. No chyba nie oczekujemy, że będą płacić więcej niż muszą? A jeśli spróbują to będą mieli problemy z konkurencyjnością. Nie trzeba chyba tłumaczyć, że na braku podwyżek skorzystają najbardziej właśnie pracodawcy, którzy będą mogli więcej zostawić dla siebie ale o ich zarobkach pan Mikke się nie zająknął. Oczywiście zwolennicy teorii skapywania powiedzą, że pracodawca zaoszczędzone pieniądze przeznaczy na inwestycje i miejsca pracy, ale nawet jeśli tak zrobi to tylko po to, żeby w ostatecznym rozrachunku mieć więcej dla siebie.

Moim zdaniem jak chce się rzeczywiście komuś pomóc to się daje pieniądze jemu a nie sąsiadowi. Jeśli chodzi o miejsca pracy to przecież taka osoba też je może stworzyć, ponieważ mogłaby wtedy generować popyt, czyli kupować (dając na przykład pracę sklepikarzowi na osiedlu), a nie gromadzić je na koncie. Tak więc uważam, że teoria skapywania jest słuszna ale tylko na odwrót. To biednym należy pomagać a wtedy bogatym coś skapnie. Bo chyba każdy się zgodzi, że pomagać finansowo bogatym a nie biednym to tak jakby budować fitness dla zdrowych zamiast szpitala dla chorych. Bogaci są już wystarczająco uprzywilejowani przez wolny rynek także dodawanie im kolejnych przywilejów zamiast praw biednym jest absurdem, a wyznawanie teorii skapywania świadczy moim zdaniem o zwykłej podłości i nie przekonują mnie argumenty, że mechanizmy rynkowe (czyli działania pracodawców) nie podlegają ocenie moralnej bo brak oceny też jest jakąś postawą moralną.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo